Do czego może się przydać stara guma do żucia? Na to pytanie odpowie ten wpis.
Wiem, że czytelnicy bloga czekali dość długo na prezentację choćby jednej Skody. Tak, kupiłem wszystkie trzy, jakie w serii „Kultowe Auta PRL” ukazały się wiosną. Jednak wszystkie trzy wymagały ”dopieszczenia”, aby można było je tu zaprezentować. W modeliku 110R, w trakcie poprawek urwał się odbłyśnik w jednej z lamp. Na razie jest przyklejony gumą do żucia, ale wciąż myślę o poważnej naprawie. Skoda 1201 jest właściwie gotowa (pokazywałem jej zdjęcie na forum ), ale wciąż zastanawiam się nad poprawką tylnego zderzaka (chcę go podnieść nieco do góry). Kupiona w środę, 20 maja Skoda 105S, od początku bardzo mi się podobała, ale też wymagała poprawki:
To zdjęcie to „symulacją” po pierwszej poprawce, ale przed ewentualną właściwą. (Więcej informacji też było na forum). Wiem, że się powtarzam, bo ten wstęp, to właściwie 1:1 cytat z wpisu sprzed dwóch miesięcy. Ale teraz postanowiłem go przypomnieć, z racji tego, że wreszcie znalazłem chwilę czasu, aby właściwą i planowaną już od zakupu modelika poprawkę wreszcie zrobić.
Udało się to w ubiegły weekend. W piątek późnym wieczorem, po powrocie z pracy, wizycie u mamy (którą wciąż z racji jej podeszłego wieku codziennie odwiedzam) oraz cotygodniowych zakupach, usiadłem wreszcie przed telewizorem. A, że program nie był zbyt ciekawy, wyciągnąłem z gablotki opisywanego tu jakiś czas temu Bentleya S2. Przyjrzałem mu się i zauważyłem, że znaczek na atrapie chłodnicy jest odrobinę przekrzywiony. Dotknąłem go delikatnie i .. znaczek od razu „odleciał”. Rzuciłem się od razu na podłogę i na kolanach zacząłem go szukać. To nie pierwszy tego rodzaju przypadek w mojej kolekcjonerskiej karierze, kiedy od jakiegoś modelika odpada jakaś drobinka. W szukaniu takich drobinek mam już spore doświadczenie, toteż i tym razem znaczek, który jest wielkości pestki od maliny, udało się dość szybko znaleźć. Po obejrzeniu modelika okazało się, że wcale się nie ułamał. Po prostu zwyczajnie odkleił się od atrapy.
Następnego dnia w sobotę (25 lipca), wstaliśmy dość późno. Był upał, aby jednak nie marnować czasu wybrałem się rowerem na bazar przy Namysłowskiej, na którym nie byłem chyba od ubiegłej jesieni. Na bazar dotarłem po dwunastej, jednak z powodu upału (było ok.31 stopni) większość sprzedających już się spakowała i około 13-tej, bazar niemal opustoszał. Nie trafiłem na nim niczego ciekawego, choć miałem w ręku modelik Citroena z serii „Taksówki Świata”, ale nawet za 8 zł nie skusiłem się na kolejny modelik BL 11 (Traction Avanat). Pierwotnie miałem zamiar podjechać jeszcze do kilku sklepów, ale upał był tak dotkliwy, że od razu wróciłem z Namysłowskiej prosto do domu. Tego dnia nie chciało się nam nawet robić obiadu, z lodówki wyciągnęliśmy po prostu butelkę mleka, otworzyliśmy kupione w piątek chrupki, i tak na obiad zjedliśmy typowo „śniadaniowy” posiłek.
Po południu wybraliśmy się na glinianki do Zielonki. Jednak z powodu upału zbieraliśmy się dość długo i dotarliśmy tam tuż przed 17-tą, kiedy już zaczęło się chmurzyć. Po pół godziny leżenia na trawie postanowiłem się wykąpać. Kiedy pływałem chmur na niebie było coraz więcej i pływając cały czas obserwowałem pogodę. Na gliniankach mieliśmy zamiar trochę posiedzieć, jednak tuż po 18-tej złożyliśmy koc i poszliśmy szybko do samochodu. Zdążyłem ruszyć i już po przejechaniu kilkuset metrów pierwsze krople deszczu zaczęły uderzać w karoserię. Po chwili rozszalała się burza na tyle silna, że po przejechaniu kilku kilometrów musiałem zjechać na stację benzynową, aby chwilę przeczekać najgorszą ulewę. Do domu wróciliśmy około 20-tej, zahaczając po drodze o centrum handlowe. Było więc jeszcze trochę czasu, aby przy niewdzięcznej pogodzie na zewnątrz pobawić się trochę modelikami. (Temperatura w Warszawie, w ciągu kilku godzin spadła z 32 do 19 stopni).
Po powrocie z glinianek od razu zabrałem się za naprawę Bentleya. Po obejrzeniu go przez lupę, zauważyłem, że na górnej części atrapy, tuż przed zagłębieniem, w które wklejony był znaczek, znajduje się nadruk z imitacją plakietki Bentleya, którego wcześniej w ogóle nie zauważyłem. Oderwany znaczek jest maleńki, ma tylko 2 mm wysokości (razem z wpuszczoną w atrapę podstawką). Wklejenie takiej drobinki klejem kontaktowym, nawet w żelu, nie dość, że jest trudne, bo trzeba to zrobić szybko. Nie zawsze jest skuteczne, bo kleju trzeba nałożyć bardzo mało i potrafi on wyschnąć, zanim właściwie ustawi się względem siebie klejone elementy, a wtedy połączenie w ogóle „nie złapie”. Po drugie, klejenie tuż obok nadruku ze znaczkiem jest ryzykowne, bo nie zawsze za pierwszym razem udaje się trafić klejonym elementem we właściwe miejsce i łatwo powierzchnie obok tego miejsca uszkodzić. Dlatego też tym razem zdecydowałem się wkleić znaczek w atrapę na gumę do żucia.
Moje dotychczasowe doświadczenia z używaniem jej do mocowania drobnych elementów są jak najbardziej pozytywne. (W pokazanym w albumie obok modeliku Austina Healey 3000, opisanym również na blogu, dorobione przeze mnie lampy przednie są przyklejone do karoserii właśnie gumą do żucia. Siedzą w niej dość pewnie od ponad 10 lat i żadna z nich sama nigdy się nie odkleiła). Gumy do żucia użyłem również do pierwszej poprawki Skody 105S (widocznej na zdjęciu powyżej). Połączenie takie jest dość skuteczne – przyklejony element sam nigdy nie odpadnie, a do tego połączenie jest czyste, co nie zawsze udaje się uzyskać przy użyciu różnego rodzaju klejów.
Skodę 120S kupiłem w maju i od razu zabrałem się do jej poprawki. Zaraz po zakupie sądziłem, że tak jak w wielu „kultowych” modelikach wymontuję z niej odbłyśniki lamp (maleńkie mocowane na bolce okrągłe przezroczyste wkładki o kształcie „grzybka”), pomaluję powierzchnie pod nimi srebrną farbą i zamontuję z powrotem. Powierzchnia pod odbłyśnikami – wnęki w czarnej atrapie, nie zostały fabrycznie pomalowane i właściwie reflektory były w modeliku prawie niewidoczne. Niestety okazało się, że „grzybki” mają dość długie bolce, które siedziały nie tylko w czarnej atrapie, ale również w otworach w karoserii (pod atrapą). Na domiar złego nie zostały w nią tylko wciśnięte, ale wklejone. Wypchnąć się tego „od tyłu”, czyli od strony karoserii, nijak nie dało i już przy pierwszej właściwie próbie wypchnięcia „kapelusz” z prawego odbłyśnika odłamał się od mocującego go w karoserii bolca. Podkleiłem go srebrną samoprzylepną taśmą aluminiową. Brzegi taśmy dociąłem żyletką. To samo zrobiłem z drugim i tak poprawione odbłyśniki wkleiłem do atrapy na gumę do żucia. Efekt pokazałem jeszcze w maju, na zacytowanym tu zdjęciu powyżej. Po prawej stronie został pokazany modelik po pierwszej „majowej” poprawce, po lewej „symulacja”, jak reflektory powinny wyglądać.
Modelik po pierwszej poprawce wyglądał nieco lepiej, jednak z poprawki nie byłem w pełni zadowolony. Fabryczne odbłyśniki były po prostu za małe. Początkowo sądziłem, że podklejeni ich odblaskową srebrną taśmą powiększy je optycznie na tyle, że będzie OK. Jednak kiedy modelik stał w słabo oświetlonej gablotce w rogu pokoju, od razu było widać, że modelik ma za małe reflektory.
Toteż w sobotę, zaraz po naprawie Bentleya, zabrałem się za Skodę. Wydłubałem z atrapy jeden z fabrycznych odbłyśników. Na tyle, na ile udało się go pomierzyć, wyszło, że ma ok 2,8 mm średnicy. W atrapie i karoserii pod nią rozwierciłem otworek po starym bolcu. Z witryny wyciągnąłem pudełeczko po tik takach, w który trzymam różne drobne i ”wyjątkowo cenne” części zamienne do moich modelików. W pudełeczku są lampy przednie od Ify F8 , DKW 3/6, odbłyśniki od Mercedesa 320D i trochę innych części. Znalazłem w nim też odbłyśniki wydłubane z kupionego na bazarze na Namysłowskiej wraka Warszawy Welly. Do tej pory nie miałem pomysłu na ich wykorzystanie, bo były do większości modelików za małe. Postanowiłem więc przymierzyć je do Skody. Okazały się prawie dobre, ale nieco za duże i też wymagałyby dopiłowania. Oglądałem je pod lupą i w końcu odłożyłem. Może przydadzą się do innego modelika bez ich przerabiania.
Postanowiłem dorobić nowe, nieco większe odbłyśniki i zamocować je do atrapy tak samo, jak przerobione fabryczne, czyli gumą do żucia. Z moich pomiarów wyszło, że te nowe powinny mieć ok 3,2 mm średnicy, a więc około pół milimetra więcej niż fabryczne:
Na zdjęciu powyżej po lewej stronie jest odbłyśnik fabryczny, odłamany od bolca mocującego i podklejony taśmą odblaskową, po prawej przyklejony gumą do żucia do ostrza nożyka modelarskiego odbłyśnik, dorobiony jako pierwszy, (w modeliku lewy).
Dorabianie takich drobinek (proszę zwrócić uwagę na ich wielkość w stosunku do żyletki) nie jest sprawą prostą. Najpierw trzeba zrobić „surówkę”, czyli okrągłą płytkę, którą później się dopiłowuje, nadając ostateczny kształt. „Surówki” – sztuk 2 postanowiłem po pewnym namyśle, wyciąć ze znalezionej w jednej z szuflad z rupieciami przezroczystej plastikowej łyżeczki. Jej rączka miała 1,5 mm grubości, a więc w sam raz. Najpierw wycinałem cyrklem (a właściwie zerownikiem) uzbrojonym w 2 igły kółeczka o średnicy 3,5 mm. Metoda taka jest dość szybka i skuteczna, ale w przypadku wycinania podkładek z miękkiego plastiku o grubości do 0,5 mm. W przypadku dość twardego i grubego plastiku (jakim była łyżeczka) operacja jest bardzo żmudna. Kiedy cyrkiel wyżłobił w łyżeczce kółko o głębokości 0,5 mm porzuciłem go. Do pokazanej na zdjęciu powyżej oprawki od nożyka, zamontowałem ułamaną igłę krawiecką i zacząłem rowek pogłębiać. Kiedy był już wystarczająco głęboki, przebiłem plastik na wylot, do oprawki zamontowałem nożyk-piłkę i zacząłem wycinać „surówkę” ostatecznie.
Za dorabianie odbłyśnika zabrałem się w sobotę, po naprawie Bentleya. Zanim zastanowiłem się, jak Skodę poprawić, zanim znalazłem odpowiedni materiał, zanim wyciąłem „surówkę” była już niedziela, dobrze po pierwszej w nocy. Nie dałem jednak za wygraną i zacząłem dopasowywać surówkę do wnęki w atrapie. Kiedy już była prawie dopasowana, maleńka przezroczysta drobinka (o średnicy nico ponad 3 mm i grubości 1,5 mm), w trakcie oglądania pod lupą wypadła z atrapy i upadła na jasna podłogę kuchni. Szukałem jej chyba z 15 minut na kolanach, jednak bez powodzenia. Później zrzucałem ze stołu fabryczny odbłyśnik i patrzyłem gdzie upadł. (W trakcie prac w moim warsztacie drobniutkie elementy często upadają mi na podłogę i celowe rzucanie drugiego takiego samego elementu na podłogę, często pomaga odnaleźć ten zagubiony). Jednak tym razem znalezienie dorabianego odbłyśnika nie było proste, bo rzucany fabryczny, był podklejony srebrną folią i choć był mniejszy, od razu było widać gdzie i jak upadł. Już miałem dać za wygraną, kiedy po kolejnej próbie znalezienia drobinki, dokładnym obejrzeniu klapek, w których chodzę do domu, oraz energicznym potrząśnięciu sobą i ubraniem, w nocnej ciszy, usłyszałem jakby znajomy dźwięk spadającego na podłogę kawałeczka plastiku. Schyliłem się po raz kolejny i …. odnalazłem przezroczysty krążek. Kiedy to się stało była już 2 w nocy. Postanowiłem jednak dokończyć moją pracę i porównać uzyskany efekt z drugą stroną atrapy, w której siedział odbłyśnik fabryczny. Dopiłowywanie i dopasowywanie zajęło mi kolejne pół godziny. Później trzeba było jeszcze dorobiony odbłyśnik podkleić samoprzylepną folią aluminiową i dociąć jej krawędzie żyletką. Około 3 nad ranem lewa lampa była gotowa. Poszedłem więc spać.
SCHEMAT PRZERÓBKI LAMP:
A – stan fabryczny B – pierwsza przeróbka (majowa) C – druga przeróbka
1- wkładka atrapy (czarna)
2 – karoseria
3 – odbłyśnik fabryczny „grzybek” (średnica 2,8 mm)
3a - odbłyśnik fabryczny „kapelusz” (średnica 2,8 mm)
4 – odblaskowa taśma samoprzylepna
5 – stara guma do żucia
3b – odbłyśnik dorobiony – większy (średnica 3,2 mm)
W niedzielę (26 lipca) przed południem żadnego upału już nie było. Termometr na balkonie pokazywał 19 stopni, było pochmurno i zanosiło się na deszcz. Zaraz po śniadaniu usiadłem więc do stołu w kuchni i znów zacząłem „rzeźbić”. Według pokazanego tu schematu dorobiłem drugi odbłyśnik. (Z reguły zawsze drugi dorabiany element wychodzi lepiej niż pierwszy i tym razem też tak było). Zamontowałem obydwa dorobione „nowe” odbłyśniki do Skody. Na koniec pomalowałem je jeszcze bezbarwnym lakierem do paznokci, aby lepiej się błyszczały i odbijały światło.
Około 14-tej Skoda była gotowa. Ustawiłem ją na parapecie okna na balkonie i zrobiłem zdjęcia:
Z zakupem samego modelika też było trochę zachodu. O ile dobrze pamiętam, w środę (20 maja) rano, kiedy modelik się ukazał, przed wyjazdem do pracy wpadłem do „kultowego” kiosku. Tam niestety żadnej Skody 105S już nie było. Notabene, jak wynika z moich obserwacji od początku roku, „kultowy” dotychczas kiosk, w „kultowym” temacie jakby się trochę opuścił. Jak napisałem na wstępie, kupiłem wszystkie trzy Skody, jakie w serii „Kultowe Auta PRL” ukazały się wiosną. Żadnej z nich nie kupiłem jednak w zaprzyjaźnionym „kultowy” kiosku.
Pojechałem więc do pracy, a po drodze musiałem się jeszcze zatankować w Tesco na Stalowej, bo miałem z zakupów robionych dla mamy (w Tesco w Piastowie) kuponik na zakup paliwa o 5 groszy taniej na litrze.
Po tankowaniu przypomniałem sobie, że przecież w Tesco jest kiosk, w którym kilka lat temu kupowałem i oglądałem modeliki z serii gazetowych. Kiedy wpadłem do środka kiosk był jeszcze zamknięty, a roleta oddzielająca go od korytarza opuszczona. W środku kręciła się już jednak ekspedientka. Zastukałem w szybę i zapytałem, o której otworzy, na co odpowiedziała, że o wpół do dziewiątej.
Do otwarcia pozostało jeszcze kilka dobrych minut, ja spieszyłem się do pracy i już miałem odejść, kiedy przez szybę na jednaj z półek wypatrzyłem „kultową” gazetkę z białym modelikiem Skody. Zacząłem się dobijać i ekspedientka w końcu uniosła roletę. Poprosiłem o modelik, zapłaciłem i pognałem do pracy.
Lampy tylne w modeliku też nie wyglądają najlepiej. Właściwie także przydałoby się je poprawić lub przerobić. Jednak na razie raczej na to czasu nie znajdę i zostaną takie jakie są.
W poniedziałek 27 lipca, dzień po skończeniu przeróbki modelika, po powrocie z pracy i krótkiej wizycie u mamy, czułem się trochę spięty. Aby się nieco zrelaksować i poprawić zakłócone codziennym stresem procesy trawienia, mimo dość późnej pory, nie usiadłem od razu do kolacji, a wybrałem się na godzinną przejażdżkę rowerem. Pokręciłem się trochę niedaleko domu po moim osiedlu i już po kilkunastu minutach jazdy, na jednej z pobliskich uliczek Targówka trafiłem na całkiem nieźle utrzymany oryginał i pierwowzór modelika:
Zrobione komórką, już po 20-tej zdjęcia nie są może najlepsze, ale cóż, w Warszawie raczej trudno jest dziś spotkać auto sprzed ponad 30 lat. Czasem na taką okazję trzeba czekać naprawdę długo.
pozdrawiam
P.S.
Kiedy kończę ten wpis jest już czwartek 30 lipca. Godzina prawie pierwsza w nocy. Z a kilka dni idę na zasłużony urlop. Nie raczej nigdzie nie wyjadę. Mama wciąż czuje się dość kiepsko, więc o wypadzie gdzieś w dalekie strony nie ma mowy. Może uda się wyskoczyć gdzieś blisko na kilka dni. Ale cóż, przed chwilą wyjrzałem za okno, pada deszcz, termometr na balonie pokazuje 16 stopni, a więc „na dworze” jest da facto stopni 14 . Jak na tę porę roku naprawdę zimno. Czy prawdziwe ciepłe lato jeszcze powróci?
P.S. 14 września
Kilka dni temu na Allegro wylicytowałem kolejny modelik. Ponieważ odbiór miał być w Warszawie wybrałem się po niego wczoraj, rowerem na Saską Kępę. Modelika nnie odebrałem, bo sprzedający nie bardzo wie, gdzie go ma, ale za to odbyłem całkiem fajną przejażdżkę, a na jednej z uliczek, nieopodal domu, w kótrym miałem odebrać modelik, spotkałem takie oto „cudo”.
Pięknie utrzymana, ponad 30-letnią Skodę 120 LS :