I znów zmieniłem zdanie. Żona, zawsze kiedy zmieniam zdanie, niezależnie od tego czy chodzi o przejście tą, czy inną ulicą w takcie spaceru, czy termin jekiejś naprawy albo remontu, czy jakąś inną sprawę, złości się, denerwuje i zaczyna zrzędzić. A przecież zmiana zdania nie bierze się z mojego widzimisię, a wynika przeważnie z jakichś obiektywnych i z reguły nie do końca przewidywanych okoliczności.
Jak poprzednio tu pisałem, w październiku trafiła mi się „fucha” remontowo-budowlana. I tak po pracy czasem nocowałem u rodziców (gdzie łatałem dziury w ścianach i układałem kafelki), a czasem w domu. Kiedy nocowałem w domu, wieczorami „buszowałem” w Internecie (którego u rodziców nie ma), albo robiłem na raty kolejne poprawki opisywanego ostatnio Astona Martina. Kiedy już prawie wszystko w Astonie było zrobione, przy okazji dorabiania do niego tylnej tablicy rejestracyjnej, postanowiłem skorzystać z okazji i ”zarejestrować” kilka innych modeli, kupionych na przełomie ostatniego roku, a oryginalnych, „fabrycznych” tablic pozbawionych. Modele takie, razem z „kultowymi” stoją w mojej witrynie w pokoju, łatwo więc było się do nich dobrać. Przy okazji poprawek Astona korzystając z doświadczeń i prób realizacji nowych pomysłów modelarskich, spędziłem w moim „warstacie” jeszcze kilka dodatkowych godzin i zrobiłem kilka drobnych poprawek innych modeli.
Zmieniłem więc zdanie i zamiast zaprezentować tu kolejny, kupiony miesiąc temu, a zapowiadany wcześniej modelik londyńskiej taksówki, postanowiłem napisać krótką relację z moich ostatnich „warstatowych” poczynań i zaprezentować kupiony dokładnie 11 miesięcy temu modelik, którego z uwagi na prowadzone w owym czasie prace remontowe w mojej kuchni, nie udało mi się opisać.
W lecie 2005 roku spędzaliśmy urlop w Wiśle. W jego trakcie wybraliśmy się do pobliskiego Cieszyna. Tam, na rynku po czeskiej stronie odkryłem bardzo fajny sklep modelarski z całą masą niedrogich, a w Polsce trudnych do kupienia modeli firm Cararama, Yat Ming i High Speed. W trakcie tej wycieczki kupiłem (płacąc bez problemu złotówkami) prezentowane tu w albumach modele Cararamy: Fiat, Audi i Mercedes. W trakcie drogi powrotnej z urlopu raz jeszcze zahaczyłem o Cieszyn i w sympatycznym sklepiku nabyłem modelik firmy Yat Ming: Pontiac Firebird. Toteż kiedy w styczniu 2008 roku pojechałem służbowo na konferencję do Jaworza koło Bielska Białej, już przed wyjazdem zaplanowałem krótki wypad do Cieszyna. Na miejscu okazało się jednak, że znajomego sklepu modelarskiego po czeskiej stronie już nie ma. Wpadłem więc do położonego nieopodal sklepu z zabawkami. Do Cieszyna wybrałem się z zamiarem nabycia modelika Skody 1000 MB lub Pobiedy (wtedy nikt jeszcze o „kultowych” modelikach polskich autach nawet nie marzył). W sklepie z zabawkami niestety poszukiwanych modeli nie było. Było za to kilka świeżutkich modeli Skody 1203 (firmy Abrex) w różnych kolorach i wykonaniach. Karetka była naprawdę piękna. Kosztowała jednak coś ok. 70 zł i miałem przy sobie taką kwotę, jednak w sklepie tym (w przeciwieństwie do zlikwidowanego sklepiku modelarskiego) nie można było zapłacić złotówkami. W trakcie tego krótkiego wypadu nie miałem zbytnio czasu na bieganie po kantorach, poza tym pojechałem tam po inne modele i na zakup modelika praktycznie nie spotykanej również w PRL czeskiej furgonetki zupełnie nie byłem nastawiony.
Z Cieszyna jednak „z gołą ręką” nie wróciłem. Niedługo po tej wycieczce w Polsce pojawiły się pierwsze „Kultowe Auta PRL” (najpierw z serii testowej, a na jesieni już w aktualnej). Kiedy po ponad dwóch latach obecności na rynku „kultowej” serii, w kioskach obok modeli z tej serii pojawił się nawet tańszy, a całkiem ładnie wykonany modelik Skody 1203 z serii Kolekcja Wozów Strażackich wydawnictwa Amercom, kupiłem go bez żadnego namysłu, bo do „kultowych” modeli jak najbardziej pasował.
Wykonana na bazie modelika firmy Abrex Skoda 1203 jest w stosunku do oryginału nieco uproszczona. To, co w oryginale było chromowane, pomalowano srebrną farbą, jednak trzeba przyznać, iż jest to farba bardzo dobrej jakości i np zderzaki wyglądają zupełnie przyzwoicie. Nieco prymitywne są wycieraczki, zaś światła tylne (dokładnie takie same jak w Skodzie 1000MB) nie zostały wykonane jako osobny, również chromowany element, a są odlane razem z karoserią i pomalowane. Pamiętać jednak trzeba, że modelik kosztował 20 nie 60 czy 70 zł i różnice widać dopiero po postawieniu go obok modelika Abrexu.
Przy modeliku nie grzebałem. Troszkę oskrobałem wycieraczki i przy okazji dorabiania tablic rejestracyjnych do Astona, do niego też dorobiłem tablice. Ale są to już tablice jakie ma wiele modeli z mojej kolekcji, wykonane na wzór tablic mojego poprzedniego „dorosłego” samochodu.
Przy tej samej okazji „zarejestrowałem” też kilka innych modeli, między innymi opisywanego nieco wcześniej Austina Healeya. Jednak tablice w Austinie (może tego na zdjęciu nie widać), pomimo, że pod względem graficznym są to typowe ”tablice mojej kolekcji” wizualnie są nieco „angielskie”. Literki i cyfry nie są w nich białe (jak w Skodzie), a z odblaskowej folii aluminiowej.
Dwa lata temu, kiedy do odbudowywanego z pół-wraka modelika Audi, w napisie „Polizei” na jego masce musiałem jakoś dorobić brakującą literkę P, dokonałem ciekawego odkrycia. Tablice rejestracyjne do moich modeli od wielu lat drukowałem na zwykłej drukarce, na biurowych naklejkach adresowych. Z czasem, aby się nie brudziły zacząłem naklejać na nie zwykłą przezroczystą biurową taśmę samoprzylepną. Kiedyś włożyłem do drukarki arkusz z naklejkami adresowymi odwrotną stroną i napisy nie wydrukowały się na papierowych naklejkach, ale na pergaminowym podkładzie, na który naklejki w takim arkuszu są naklejone fabrycznie. Kiedy na tak zrobiony wydruk nakleiłem przezroczystą taśmę samoprzylepną, a następnie ją oderwałem okazało się, że literki oderwały się od pergaminowego podkładu, a zostały na posmarowanej klejem stronie taśmy. W ten sposób w modeliku Audi dorobiłem brakującą literkę P. Tym razem zaś postanowiłem moje „odkrycie” wykorzystać do wykonania „angielskich” tablic do Austina Healeya, bądź co bądź modelika zabytkowego angielskiego samochodu. Taśmę samoprzylepną, z naniesionym za „klejącą” stronę wydrukiem tablicy nakleiłem na błyszczącą jak chrom, również samoprzylepną folię aluminiową. Wyciąłem nożykiem modelarskim właściwe tablice i nakleiłem na modelik.
Przy okazji dorabiania chromowanych dekli do wspominanej wcześniej londyńskiej taksówki, którą mam zamiar tu wkrótce opisać, odkryłem nowy materiał do naprawy elementów chromowanych. Materiał ten to aluminiowa folia samoprzylepna używana do oklejania przewodów wentylacyjnych. Rolkę takiej folii dał mi kilka lat temu kolega, który od lat używa jej do napraw i upiększeń swoich modeli. Wydała mi się ona jednak mało błyszcząca i pomimo, że kolega od dawna gorąco mi ja polecał, leżała w szufladzie. Ja w tym czasie wykorzystywałem inne folie i naklejki, eksperymentowałem też ze zwykłą aluminiową folią spożywczą (z różnym zresztą skutkiem). Pomny kłopotów, jakie nastręczyło mi dorabianie chromowanych dekli do kół własnej roboty w Nysie N59, przy poprawkach londyńskiej taksówki sięgnąłem więc po polecaną przez kolegę folię. Efekt prac okazał się zaskakująco dobry, a przy tym okazało się jeszcze, że nieco matowa w swoim wyglądzie folia, nie dość, że dobrze się układa na wypukłych powierzchniach, to daje się również ładnie polerować. Świeżo zdobyte doświadczenia z nowo poznanym materiałem postanowiłem więc od razu wykorzystać.
Jak pisałem tu już w lipcu, w świeżutko zakupionym modeliku Wołgi M22, w trakcie jej poprawek, z lewej listwy progowej zszedł chrom:
Modelik pokazałem wtedy na blogu, bo nie miałem pomysłu na naprawę listwy. Teraz wymontowałem listwę, okleiłem wspomnianą folią, obrzeża dociąłem żyletą, po czym wypolerowałem i zamontowałem z powrotem. Modelik jest więc już ostatecznie naprawiony:
Na tym się jednak nie skończyło. Skoro wpadłem już do „warstatu”, zagościłem tam o jeden wieczór dłużej. W trakcie dobierania brakującej opony do Astona, wpadły mi w ręce zapomnine, wymontowane z Nysy N59 koła. Postanowiłem je wykorzystać i zamontować do starego modelika Auburna. Ale co zrobić z kółkami od niego? Znów schować do szuflady? A może nadały by się do modelika-zabawki Welly, Pontiaca GTO?
Modelik-zabawkę firmy Welly kupiłem 4 lata temu w hipermarkecie, a, że okazał się być wykonany w skali 1:43, włączyłem do kolekcji i pokazałem na blogu. Miał oryginalnie bardzo ładne i chyba zgodne z oryginałem chromowane felgi, jednak nieco za duże opony. Kiedy w marcu 2008 roku zdobyłem „wizytówkę” tego bloga - Warszawę, zamontowałem do niej koła od wraka radzieckiego modelika Czajki i koła z Warszawy mi zostały. Dwa lata później podczas przeróbki kultowego Trabanta doszedłem do wniosku, że koła te będą ładnie pasowały do Pontiaca i zamontowałem je w nim:
Z oryginalnych kółek Pontiaca ściągnąłem oponki zamontowałem na nich odzyskane z jakiegoś wraka Cararamy znacznie niższe oponki i tak nowe nisko-profilowe koła wykorzystałem do starego modelika Chevroleta Camaro firmy Solido, w którym były też własnej roboty koła ze starego modelika Mercedesa z felgami wykonanymi z kółek Bburago. Tym razem postanowiłem odzyskać z powrotem koła od Warszawy i do Pontiaca zamontowałem koła od innego modelika (Auburna):
Auburn 851 Speedster z roku 1935 był niewątpliwie jednym z najciekawszych i najładniejszych amerykańskich aut w historii. Jego modelik wypuszczony na rynek w 1979 roku przez firmę Matchbox w serii Models of Yetseryear, do szczytowych osiągnięć modelarstwa samochodowego z całą pewnością nie należy. Został zrobiony w skali 1:42, zaś jakością wykonania zwłaszcza drobnych detali znacznie ustępuje chociażby modelikom z serii Age d’or francuskiej firmy Solido z tego samego okresu. Jednak w dalszym ciągu jest praktycznie jedynym szerzej dostępnym modelikiem tego auta (w skali 1:43) i to pomimo, że sam samochód od wielu, wielu lat budzi zachwyt największych miłośników zabytkowej motoryzacji. Kupiłem go na giełdzie, jeszcze w Starej Gazowni w roku 2000, za całe 12 zł i 50 gr, od kolegów z Gdańska. Nie miał co prawda żadnego opakowania, był za to całkiem ładnie podrasowany. Koła miał od radzieckiego modelika Ził 115. Nie przerabiałem go w ogóle, tylko z białej samoprzylepnej folii wyciąłem pierścienie i nakleiłem na jego opony. Po zamontowaniu kółek z niego do Pontiaca GTO, w tym ostatnim koła z białymi bokami opon wyglądały na za duże. Poza tym w amerykańskich autach z lat 60-tych, koła z tak pomalowanymi bokami opon już nie występowały. Auburn po zamontowaniu kół od Nysy też nie do końca wyglądał super. Odkleiłem więc białe pierścienia z kół w Pontiacu i nakleiłem je z powrotem na nowe koła w Auburnie:
Może z przodu modelik nie wygląda oszałamiająco, za to z tyłu jest naprawdę ciekawy:
pozdrawiam
P.S.
15 listopada
W ubiegłym tygodniu zakończyłem prace remontowo-budowlane u rodziców. W sobotę wymieniłem zawiasy w mojej witrynie. Środkowy pękł już jakiś czas temu, a w ubiegłym tygodniu pękł dolny i szklane drzwi stały już na „słowo honoru”. W niedzielę zabrałem się za to na co wcześniej nie miałem weny, a trochę i czasu. Kupione okazyjnie w Iei drzwi stały za witryną. W czerwcu czy lipcu pociąłem na części panel z płyty wiórowej, a mąż koleżanki wyrównał te elementy w swojej stolarni na szerokość. W niedzielę zmontowałem skrzynkę i wydłubałem otwory na zawiasy. W poniedziałek dokupiłem kołki i śrubki do zawiasów. Wczoraj ścianie zamontowałem w ścianie mocne haki i powiesiłem galotkę. Nie jest jeszcze gotowa. Nie ma pleców, bo nigdzie nie mogę dostać czarnej plecówki. Trzeba też jakoś zdobyć lub zamówić dodatkowe szklane półki. Ale witrynka już wisi na ścianie: